W kronikach Wielkiej Emigracji zanotowany został pojedynek na improwizację poetycką pomiędzy dwoma wielkimi Wieszczami Narodowymi z roku 1841. Współcześni opisywali to jak poniżej:
Aby uczcić ten sukces oraz imieniny Adama, Januszkiewicz zorganizował 25 grudnia 1841 r. bankiet: salon był otwarty od godz. 18, a potem do stołu zasiadło 37 osób. „Cała poezja, muzyka i wszystko, co pióro źle czy dobrze trzyma” – opisał Jan Koźmian, bratanek Kajetana oraz autor terminu „praca organiczna” w liście do brata Stanisława Egberta 4 stycznia 1841 r.
Wino wzburzyło umysły i zapewne temu należy przypisać, że: „…w końcu biesiady wywołano Słowackiego do improwizacji. […] mówił bardzo ładnie. Wzniósł piramidę z urażonej miłości własnej. Ciągle obracał mowę do Mickiewicza: «zwyciężyłeś mnie, lew konający padam ci do nóg» itd. […] Gdy skończył, dostał oklaski, ale smutne zrobił wrażenie. Uczuł to sam i jeszcze raz głos zabrał: «na łodydze mego życia – rzekł – wyrosło dwa kwiaty, jeden zazdrości i dumy, ten więdnieje, drugi miłości ku tobie, świeżo rozwity. Schyl się i zerwij go.»” (to znów relacja Koźmiana).
Zdaje się, że Mickiewicz wahał się, czy odpowiedzieć, ale wstał i zaczął mówić. Ale lepiej oddajmy głos Koźmianowi:
„Opowiedzieć ci jego improwizacji nie potrafię, było to coś wielkiego, przenikającego, mówił z dziwną płynnością i ślicznymi wierszami. Wszyscy płakali, ja ledwie się na nogach utrzymać mogłem. Zimna treść jego śpiewu była: poetą być nie można bez wiary i miłości. Z jaką delikatnością uczucia pierwsze lata Słowackiego i swoje dla niego współczucie odmalował! Z jaką pogodą, z jaką spokojnością odpierał jego zażalenia. […] Skończył na Bogu. Twarz jego była cudna powagą, pogodą i uniesieniem. Improwizacja więcej 150 wierszy wyniosła. Sam nigdy nie doznałem podobnego wrażenia i nigdy podobnego u innych nie widziałem. Ropelewski dostał spazmów, które mu całą noc trwały. Słowacki, biedny Słowacki szlochał”.
Redaktor „Tygodnika Literackiego” chyba jednak trochę przesadził: „…wszyscy przytomni zalali się łzami – jeden okrzyk uwielbienia wyrwał się z piersi – wszyscy niemal na kolana przed nim padali, jakieś uczucie wzajemnej miłości wszystkich serca ogarnęło, mało znajomi ściskali się wzajemnie, zaręczając sobie wieczną przyjaźń i poświęcenie. Dla słabości nerwów niektórych wzruszenie było za mocne. Chorzy pozdrowieli, a artyści nową w sobie poczuli siłę twórczą, nowe natchnienie. Działo się to o drugiej po północy”.
W książce „Cześć i skandale” (1997) Alina Witkowska stwierdziła, że ton życiu Wielkiej Emigracji nadawała „kultura samotnych mężczyzn”. To oznaczało, że — panowie tamtego wieczora wprawili się „w stan mniejszego lub większego upojenia – nie tylko poetyckiego”.
Tak więc powyższe egzaltowane opisy wydają się mieć usprawiedliwienie w stanie w jakim znajdowali się uczestnicy wydarzenie i opisywane omdlenie niekoniecznie musiały być związane z przezyciami natury duchowej….
Więcej: Mickiewicz kontra Słowacki – od poetyckiego pojedynku do chwilowego pojednania | dzieje.pl – Historia Polski